Kategorie
Publicystyka

Dobra edukacja to przywilej

Doktorat? Tona korepetycji i zajęć pozaszkolnych? Wysokie wyniki w nauce? Teoretycznie dla każdego. Jednak praktyka pokazuje, że to położenie klasowe ma znaczący, a wręcz decydujący wpływ na wspaniałe dyplomy szkolne oraz wyższe tytuły naukowe.

Daleko szukać nie trzeba, wystarczy wziąć pierwsze lepsze badanie analizujące wpływ nierówności klasowych na edukację. W pracy “Equalizing or Stratifying? Intergenerational Persistence across College Degrees” (2020), Anna Manzoni — socjolożka z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej, zbadała ok. 56 tys. osób wieku 25-67 lat. Wykazała, że decydujący wpływ na stopień naukowy, jak i wybór zawodu, ma status społeczno-ekonomiczny rodziców. Drugie z brzegu to badanie PISA OECD (2018), w którym wzięło udział ponad pół miliona uczniów i uczennic z 79 krajów na całym świecie. Badanie również wykazało, że na wyniki w nauce miał wpływ zdecydowanie status ekonomiczno-społeczny rodziców, jak i położenie oraz wielkość miejscowości.

Liberalny mit równości wobec edukacji, jak i szeregu innych społecznych dóbr, jest tak silnie zakorzeniony w naszym myśleniu, że nie zauważamy, jak bardzo nie pokrywa się on z rzeczywistością. A rzeczywistość jest klasowa. Wyświechtane, bezrefleksyjne frazesy o tym, że edukacja jest powszechnie dostępna, bo każda osoba ma obowiązek szkolny, to zwykłe zadawanie kłamu badaniom i brak analizy swoich doświadczeń. Niestety, gdy starsze autorytety, zwłaszcza liberalni politycy, niosą przekaz o równości, dobrze brzmiącymi tylko w teorii i na papierze, trudno jest uważać inaczej.

Wyobraźmy sobie nas samych, urodzonych w klasie robotniczej, gdzie wcale się nie przelewa. Jeśli czytając poprzednie zdanie wiesz, że to nie o tobie, to jesteś osobą uprzywilejowaną. Co nie oznacza, że to coś złego czy powód do wstydu. Na urodzenie klasowe nikt nie ma wpływu. Tak samo jak nie mamy wpływu na to, czy naszych rodziców było stać, aby zapłacić za zajęcia dodatkowe, korepetycje, dodatkowe pomoce naukowe czy za zapewnienie odpowiedniej przestrzeni do nauki.

Położenie klasowe to oczywiście nie tylko kwestia statusu ekonomicznego, ale także dziedziczenie kapitału społeczno-kulturowego. Na pewno można łatwo sobie wyobrazić, że dziecko lekarki, prawnika lub profesorki, będzie raczej miało większe szanse na zdobycie wykształcenia i pracy w prestiżowym zawodzie. Daleko szukać nie trzeba, wystarczy poczytać biografie aktorów lub naukowczyń, aby zorientować się, że w większości przypadków najbliższa rodzina siedziała w danym zawodzie od dawna.

Nie tylko przystosowywanie do zawodu, ale także znajomości naszych rodziców, mogą pomóc umiejscowić nas w strukturze społecznej edukacji. Kapitał społeczno-kulturowy to też tzw. biblioteczka naszej rodziny, przekazywane wartości czy dostęp do dzieł kultury. Ktoś powie — przecież istnieje szkoła i internet. Tylko że to właśnie nasze pierwsze środowisko, w którym dorastamy, ma na nas największy wpływ. Od dziecka uczymy się tego, co jest ważne według naszej rodziny oraz przyjaciół. I to te osoby dają nam narzędzia do poszukiwań tego, co uznamy za istotne. Nie jakaś obca pani czy pan w szkole lub pełne nieistotnych i często fałszywych treści morze internetu.

Jeżeli będziemy dorastać w konserwatywnym środowisku, nie będąc „tymi innymi” lub nie znając takich osób, to jest duże prawdopodobieństwo, że nie zaczniemy interesować się filozofią, chyba że oznacza ona teologię katolicką w Polsce. Jeśli w domu i wśród znajomych książki to ostatnia rzecz, która jest ciekawa, to my też po nie raczej nie sięgniemy.

A teraz wyobraźmy sobie bogatą inteligencką rodzinę z miasta. Ich wielką posiadłość, wiszące obrazy i antyki, bibliotekę pełną poezji, literatury naukowej, w tym humanistycznej. Czas spędzają na spotkaniach ze znajomymi, w trakcie których przewijają się „branżowe” tematy lub wspomnienia ostatniego wyjścia na wystawę czy do teatru. Naturalne, że dorastając w takim środowisku, szybko przyswoimy dyspozycje klasowe oraz skorzystamy z dużych zasobów kulturowo-społecznych, kreując własne życie edukacyjne.

Niezależnie jednak od prostackich stwierdzeń typu „każdy jest kowalem własnego losu”, jakie możemy usłyszeć, gdy wspomina się o znanych osobistościach, naukowcach czy specjalistkach. To właśnie nasze położenie klasowe warunkuje nasz dostęp do narzędzi edukacyjnych. Nie mają tu znaczenia wybiórcze przypadki „osób, którym się udało”, dlatego że mimo niskiego położenia klasowego, mogły doświadczyć czynników, dzięki którym miały szczęście. W edukacji i rozwoju nie powinno też chodzić o rozpychanie się łokciami i rękami, aby uzyskać dostęp do wiedzy oraz możliwości jej reprodukowania.

Jeśli chcemy mieć dobrze wykształcone i szczęśliwe społeczeństwo, to zdecydowanie drogą ku temu nie będzie nigdy niesprawiedliwość żarłocznego kapitalizmu. Ani neoliberalny system, ani jego ładniejsza twarz — socjaldemokracja — nie doprowadzi do równych warunków do nauki, rozwoju i swobodnego odkrywania siebie. Jeśli chcemy faktycznie uczestniczyć w dobrze funkcjonującym organizmie społecznym oraz rozwoju gatunku ludzkiego na bezpiecznej planecie, musimy wpierw znieść różnice klasowe. Tylko wtedy dostęp do edukacji będzie faktycznie równy i będzie przynosił pozytywne skutki dla nas samych.

Osoba autorska: Adam Angela Bell Turbiarz

Dodaj komentarz