„4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm” – oznajmiła nam Joanna Szczepkowska dnia 28 października tego samego roku w Dzienniku Telewizyjnym. Co właściwie zakończyło się, a co rozpoczęło w tamtym okresie?
Pamiętnego 4 czerwca odbyły się pierwsze wybory, w których mogły brać udział partie niekoncesjonowane przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Czy było to magiczne naciśnięcie dźwigni i przejście z jednego systemu do innego? Oczywiście, że nie.
System monopartyjny, który panował we wszystkich krajach Bloku Wschodniego, doprowadził po dekadach funkcjonowania do coraz to większego bogacenia się partyjniaków, coraz mocniej wrastających w system – pomijamy tu istnienie partii satelickich w niektórych krajach, które istniały tylko jako bufor dla niezadowolenia. Marsz od nakazowej gospodarki planowej do gospodarki rynkowej ruszył pełną parą już w latach 70-tych.
Wtedy to, za rządów Edwarda Gierka, zaciągnięto liczne zobowiązania finansowe na „Zachodzie”, co mocno uzależniło polską gospodarkę od zachodnioeuropejskich i amerykańskich banków. Dopuszczono także, z pewnymi ograniczeniami: zakup papierów wartościowych, lokaty bankowe, prywatną działalność gospodarczą w niestrategicznych sektorach gospodarki (np. w turystyce).
Dekada Gierka oczywiście przyniosła poprawę standardu życia Polek i Polaków: pensje wzrosły średnio o 40%, kwitło budownictwo komunalne, utworzono nowe miejsca pracy dla pokolenia powojennego „baby boomu”, polepszyło się zaopatrzenie sklepów, część pożyczek okazała się trafiona i pozwoliła na rozwój technologii produkcyjnych oraz wzrost eksportu towarów.
Wzrosły emerytury, renty, pakiety socjalne, a także objęto rolników systemem ubezpieczeń społecznych. Nie zmienia to faktu, że pomimo tych osiągnięć, to w latach 70-tych zaczęto uwłaszczać aparat biurokratyczny PRL – liberalizację gospodarki bardzo często wykorzystywano do przyznawania bonusów posłusznym członkom partii rządzącej. Lata 80-te, reforma Wilczka, a później reforma Balcerowicza, były tylko „daniem gazu do dechy” temu, co i tak się działo jeszcze w czasach, gdy PZPR miała pełnię władzy.
Społeczeństwo polskie nie było jednak, jak się to przedstawia, nastawione prokapitalistycznie. NSZZ „Solidarność” w 1980 roku postulowała zaprowadzenie „socjalizmu bez pałek i kastetów”. Chodziło o spełnienie obietnic o takim socjalizmie, jakim go malowała propaganda państwowa.
Obiecywano ludziom prawdziwy socjalizm, mówiono o sprawiedliwości społecznej, egalitaryzmie, świadomości klasowej – polska klasa pracująca w te ideały wierzyła, jednak nie godziła się na to dwójmyślenie, gdzie promowane ideały rozmijały się z autorytarną rzeczywistością. Postulaty sierpniowe dotyczyły przede wszystkim przywrócenia cen żywności sprzed podwyżki, wprowadzenia kartek na produkty deficytowe, zalegalizowania wolnych związków zawodowych, prawa do strajku, przeprowadzenia konsultacji społecznych odnośnie stanu gospodarki i ewentualnych reform.
Niektóre postulaty dzisiaj uznano by wręcz za „lewicowy ekstremizm” jak: zniesienie cen komercyjnych i możliwości kupowania papierów wartościowych, automatyczny wzrost płac przy wzroście cen produktów i/lub spadku wartości złotego, ustanowienie wszystkich sobót wolnych od pracy, a w przypadku, gdy w jakimś sektorze nie jest to możliwe – zapewnienie dodatkowych dni urlopu wypoczynkowego, zagwarantowanie realnego wpływu klasy pracującej na planowanie gospodarcze i politykę poszczególnych zakładów pracy – rozbudowa i zwiększenie roli oraz kompetencji samorządu pracowniczego i rad zakładowych w zarządzaniu przedsiębiorstwami (demokracja pracownicza). Jakże te oczekiwania rozminęły się z tym, co przyniósł realny kapitalizm.
Kapitalizmu chciała przede wszystkim biurokracja partyjna, której nie wystarczyły bonusy w ramach ograniczonego w ramach systemu rynku – chcieli stać się prawdziwymi milionerami, kapitalistami, zabrać na własność to, co wypracowało polskie społeczeństwo po wojnie, odbudowując, a tak naprawdę budując kraj od podstaw.
Nic więc dziwnego, że sami PZPR-owcy pierwsi rwali się do wolnorynkowych reform, np. niesławny Leszek Balcerowicz. Chciał go także ułamek „Solidarności” – liderzy, którzy obiecywali związkowcom reformę autorytarnego socjalizmu do demokratycznego socjalizmu, a którzy sami skusili się wizją wzięcia udziału w podziale tortu przy prywatyzacyjnym (okrągłym) stole.
4 czerwca, to więc data niebędąca żadnym powodem do radości z punktu widzenia klasy pracującej. Ogromną cenę za wolnorynkowe neoliberalne reformy, które przyspieszyły po 4 czerwca ’89, ponieśli nie tylko ludzie pracy tamtych lat, ale także osoby utrzymujące się z pracy najemnej obecnie. Ludzie z wielu mniejszych miejscowości i ośrodków przemysłowych, o których panowie w garniturach i pod krawatem zapomnieli na długie dziesięciolecia.
Ludzie, którzy tracili masowo pracę i dach nad głową i którzy w setkach tysięcy byli zmuszeni opuścić rodzinne strony, tułając się poza granicami Polski, wykonując najgorzej płatne prace, jako tzw. „tania siła robocza”. Wcale nie tak, jak to się przedstawia w oficjalnym przekazie propagandowym, jako „spełnienie swoich marzeń”, „podniesienie kwalifikacji” itp. neoliberalne brednie, ale ze zwyczajnego przymusu ekonomicznego – przeżycia i wyżywienia swoich rodzin.
Wybory 4 czerwca to symbol upokorzenia klasy robotniczej, odebrania jej godności. To zniewolenie przez wielki kapitał i klasę posiadaczy, czego dotkliwe skutki społeczne odczuwamy do dzisiaj. Rosnące skokowo ceny, przy rekordowych zyskach chciwych banków oraz wielkiego przemysłu i handlu, czy wreszcie gigantyczny kryzys mieszkaniowy, a także zapaść systemu ochrony zdrowia i ogółem usług publicznych. A to wszystko przy nieustającym wsparciu państwa dla szeroko rozumianego biznesu i kolejnych ulg podatkowych dla najbogatszych!
Pamiętajmy o tym, przy okazji tego dnia! Nie dajmy się zakrzyczeć przez liberałów banałami o „demokracji”, „praworządności” i „niezależności sądownictwa”! Żądajmy lepszego i godnego życia dla nas i dla naszych najbliższych. Organizujmy się, protestujmy i nie zgadzajmy się na zaciskanie pasa! Precz z kapitalizmem, imperializmem, wojną i wyzyskiem! Niech żyją ludzie pracy!