Kategorie
Opinie Publicystyka

Unia Europejska naszym okiem


Wydaje się, że panującym w Polsce przekonaniem jest to, że każda szanująca się lewicująca osoba, powinna stać murem za Unią Europejską. Wtóruje temu zresztą druga strona barykady — określając Unię jako potwora, który wszędzie chce wepchnąć swój marksizm kulturowy i pragnie pozbawić Polskę polskości. Jak jednak jest naprawdę? Czy faktycznie marksiści i marksistki powinni wspierać Unię Europejską, jej dążenie do ciągle postępującej unifikacji Europy? Na to pytanie postaramy się pokrótce odpowiedzieć w niniejszym artykule.

Skąd się wzięła Unia?

Powojenna Europa była doszczętnie zniszczona. Wszystkie „wielkie mocarstwa” starego kontynentu wykrwawiły się w ciągu 6 lat wojny. Wielka Brytania, Francja, kraje Beneluksu, wreszcie — Niemcy i Włochy, stały się cieniem potęg, którymi były jeszcze przed 1939 rokiem. Na horyzoncie rysował się kompletnie inny układ sił, niż dotychczas. Za Atlantykiem — Stany Zjednoczone wykorzystały doskonale sytuację, rozrastając się do rozmiarów gospodarczego olbrzyma. Na wschodzie — Związek Radziecki, którego strefa europejskich wpływów kończyła się na strefie okupacyjnej Niemiec, przekształconej później w NRD, zajmującego mniej więcej jedną trzecią dzisiejszego terytorium kraju.

Przed europejskim kapitałem pojawiło się widmo upadku, zwłaszcza z tak jaskrawą alternatywą, jaka pojawiła się po drugiej stronie tzw. żelaznej kurtyny. W obliczu zagrożenia, kapitaliści poszli na ustępstwa — by uspokoić klasę robotniczą, rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę inwestycje w sektorze publicznym, m.in. w ramach budownictwa socjalnego czy służby zdrowia, wzmacniano związki zawodowe, zastosowano protekcjonizm w stosunku do krajowych przedsiębiorstw. Wszystko miało na celu uchronienie systemu i zagwarantowanie kapitalizmowi miejsca do działania[1], w dużej mierze z pomocą pompowanego do Europy Zachodniej kapitału w ramach Planu Marshalla[2].

To nie stanowi jednak centralnego punktu naszego zainteresowania, ale warto mieć z tyłu głowy materialne przesłanki, które stanowiły o wyglądzie późniejszych prób unifikacji Europy.

Początków samej Unii Europejskiej doszukiwać się można w tzw. Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali, powstałej w 1951 roku. Jako jej „ojca” podaje się Roberta Schumana. Schuman uznał, że sposobem na zapobieżenie kolejnej europejskiej wojnie, a źródeł doszukiwał się w konflikcie między Francją a Niemcami, jest ustanowienie wspólnego rynku dla stali i węgla, pod zarządem ponadnarodowego zwierzchnictwa[3]. Jaki był cel tej integracji? Na pierwszy rzut oka przecież integracja i powstrzymywanie konfliktów to dobra rzecz. Sam Schuman nie pozostawia jednak wątpliwości – „Dzięki zwiększonym zasobom Europa będzie mogła nadal realizować jedno ze swoich podstawowych zadań, jakim jest działanie na rzecz rozwoju kontynentu afrykańskiego”[4]. U podstaw powstrzymywania wojny w Europie, leżał krwawy interes europejskiego kapitału w podtrzymywaniu kolonialnego porządku w Afryce, porządku, którym zachwiała druga wojna światowa.

Jeśli EWWiS była początkiem, to kolejnym krokiem było powstanie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w roku 1957. Warunki do jej powstania były niezwykle korzystne, przynajmniej z punktu widzenia gospodarczego. Wspomniane wcześniej „państwo dobrobytu” działało sprawnie, odbudowa i dekolonizacja spowodowały przyrost klasy robotniczej w miastach, a poziom życia stale się podnosił. W tych warunkach podpisano Traktat Rzymski, powołując do życia EWG. To właśnie w nim znajdujemy cztery swobody, na których zbudowano całość późniejszej Unii Europejskiej: swoboda przepływu ludności, dóbr, usług i kapitału. Jak zauważa Josh Holroyd: „pod górnolotnymi stwierdzeniami z traktatu drzemie sprzeczność — wykluczone z handlu światowego przez dekolonizację i amerykański imperializm, europejscy imperialiści musieli skupić się na rynku wewnętrznym. Europejski projekt był więc zasadniczo konkurencją, prowadzoną w szczególności przez dominującą Francję oraz Niemcy Zachodnie, o panowanie nad rynkiem europejskim”[5]. Faktycznie — pozbywając się granic narzuconych przez państwa narodowe, EWG a później UE, wraz z późniejszymi rozwinięciami i traktatami, stworzyła w zasadzie nieograniczony rynek na terytorium kilkunastu państw[6].

Unia Europejska, jaką znamy, powstała w wyniku ustanowienia Traktatu z Maastricht w 1993 roku. Zwróćmy uwagę na warunki, w jakich traktat — ustanawiający w końcu jednolity rynek — powstawał. Rok 1993 to już czasy neoliberalizmu, który zmiótł w latach 70. i 80. w zachodniej Europie dużą ilość zdobyczy socjalnych, m.in. budownictwo socjalne[7]. To już też czas, kiedy rozpadł się blok wschodni — kraje wchodzące w jego skład, m.in. Polska czy byłe republiki Związku Radzieckiego, również poszły drogą neoliberalnej racjonalności (a raczej irracjonalności) prowadzenia gospodarki — z opłakanym skutkiem. Niemcy Zachodnie wchłonęły przemysł NRD, utrwalając swoją pozycję jako czołowej gospodarki nowo powstałej Unii. Warto tutaj zaznaczyć, że to wchłonięcie odbyło się poprzez masową prywatyzację i likwidację ośrodków przemysłowych, które mogły zagrażać firmom z RFN[8]. Otwarcie dodatkowych rynków zbytu na terenach dawnego bloku wschodniego, a więc możliwość ekspansji kapitału poza rynek wspólny, zniesienie opłat celnych między państwami wchodzącymi w skład Unii i dogmat demontażu państwa, który przyświecał teraz rządom państw wchodzących w skład dawnego EWG, przełożył się na olbrzymi wzrost zysków.

Traktat z Maastricht ustanawiał także walutę wspólną dla UE — Euro. I nad tą palącą do dzisiaj kwestią chciałbym zatrzymać się na trochę dłużej.

Euro — szansa czy przekleństwo?

Wbrew temu, o czym mówi się dość powszechnie, euro nie pojawiło się przy olbrzymimi aplauzie i radości wszystkich państw członkowskich. Wskazuje na to chociażby fakt, że Wielka Brytania i Dania zastrzegły sobie prawo do utrzymania własnej waluty[9]. Nie jest to zresztą jedyna sytuacja, w której „zjednoczona Europa” okazała się wcale nie być „zjednoczoną”[10]. Istotą tych sporów jest sprzeczność interesów partykularnych państw wchodzących w skład UE. Zwracał na to uwagę Alan Woods w 1997 roku: „Napięcie pomiędzy USA a Europą nie zniknęło, a wraz z biegiem czasu będzie rosnąć. Z tego powodu to wątpliwe, by Unia Europejska jako taka się rozpadła. Europejscy kapitaliści muszą trzymać się razem, by ostatecznie nie musieć utrzymywać się osobno. Jednakże biorąc pod uwagę sprzeczności między państwami europejskimi, ciężko im nawet utrzymać wspólną politykę zagraniczną[11]”. Były jednak punkty styczne — lata 90. w Europie to epoka bezrobocia i pracy śmieciowej. Gdy wspomniany już Alan Woods pisał swój artykuł, w ogarniętej neoliberalną gorączką UE było ok. 18 milionów bezrobotnych, w dużej mierze z powodu rozmontowywania przemysłu i państwowych przedsiębiorstw na terenie Europy i przenoszenia ich np. do Azji, gdzie koszty produkcji były o wiele niższe. Dług publiczny państw członkowskich również był ogromny, rzędu nawet 125% PKB w przypadku Włoch.

I tutaj na przysłowiową scenę wchodzą kryteria konwergencji. Są to wskaźniki, które muszą być spełnione przez kraj, który chce wejść do strefy euro. W ich treść wchodzą:

  1. Kryterium deficytu budżetowego — nie większy niż 3% PKB;
  2. Kryterium inflacji — średnia stopa inflacji w roku poprzedzającym ocenę, nie może wynieść więcej niż 1,5% średniej rocznych stóp inflacji zebranych z 3 krajów, które mają najbardziej stabilne ceny,
  3. kryterium długookresowej stopy procentowej — średnia długoterminowa stopa proc., w roku poprzedzającym ocenę, nie może przekroczyć więcej niż 2 % średniej ze stóp procentowych obliczonych w trzech krajach, które mają najbardziej stabilne ceny;
  4. kryterium długu publicznego — dług publiczny w stosunku do PKB, nie może być większy niż 60% PKB;
  5. kryterium kursu walutowego — przez minimum dwa lata, waluta musi uczestniczyć w Europejskim Mechanizmie Walutowym[12].

By je osiągnąć, konieczne są drastyczne cięcia budżetowe[13]. A oczywiste jest, że w dobie neoliberalnego kapitalizmu pierwszymi cięciami będą te, wymierzone w świadczenia socjalne i bezpieczeństwo bytowe klasy robotniczej. Problem w tym, że są one niemal niemożliwe do spełnienia, nawet dla gigantów gospodarczych jak Niemcy i Francja bez uciekania się do — jak określa to Woods – „kreatywnej księgowości”. Dla krajów słabszych oznacza to wieczną politykę „zaciskania pasa” i brak możliwości regulowania inflacji przez dewaluację waluty (bo kurs wymiany jest ustalany w ramach ERM II — mechanizmu wdrażanego przez Europejski Bank Centralny). Szczególnie jaskrawy jest w tym kontekście przykład krajów Europy Południowej — na czele z Grecją. Podczas gdy silne gospodarki na północy rosły, korzystając z rozrostu strefy euro, Włochy, Grecja czy Portugalia były w regresie. W samej Grecji produkcja przemysłowa spadła niemal o 30%[14]. Ta bańka miała wkrótce pęknąć, ukazując, że wspólna waluta, obarczona ostrymi kryteriami, wcale nie zapobiega kryzysom w kapitalizmie.

Kryzysy w 2008 i 2015 roku uwidoczniły sprzeczności leżące u podstaw wspólnej waluty.

Z jednej strony obieg wewnątrz strefy euro toczył się bez kursu wymiany, z drugiej — kraje biedne, w które kryzys uderzył najmocniej, nie były w stanie wypłacić należności, pozbawione mechanizmów regulowania inflacji. W obliczu tego jedyną opcją, jaką przedstawiali finansiści, to cięcia wydatków i podnoszenie podatków[15]. Ale nie wystarczą abstrakcyjne pojęcia. W kwestii porównań gospodarek po przyjęciu Euro mamy empiryczne dane[16]. Różnice, które zawiera w sobie ten raport, są piorunujące. Zasadniczo jedynie kraje Beneluksu i Niemcy zyskały na strefie Euro. Pozostałe kraje, zwłaszcza wspomniana już Grecja, ale także Francja czy Portugalia — tracą, w porównaniu do prognoz, gdyby euro nie zostało przyjęte.

I w tym miejscu musimy poruszyć sprawę Polski. Gdy w 2004 roku weszła ona do Unii, zobowiązała się również do przyjęcia Euro. Jak wiadomo — do dziś się to nie wydarzyło, a przyjęcie euro stało się tematem ognistej debaty zawsze wtedy, kiedy zbliżają się wybory, a także w 2023 roku, gdy inflacja osiągnęła niemal 20%[17]. Wydaje się, że podłączenie się do strefy euro bezpośrednio, spowodowałoby podobne wyniki, co w przytoczonych krajach. Polska gospodarka jest dużo, dużo słabsza od gospodarki francuskiej, a nawet ona nie oparła się potędze Niemiec. Przyjęcie euro oznaczałoby utratę kontroli nad polityką monetarną, a w rezultacie — prawdziwy „scenariusz grecki”, o którym słuchamy w zgoła innym, bardziej socjalnym kontekście, przez największego piewcę neoliberalnej doktryny.

Europejskie wartości

Euro to nie jedyne, co ma łączyć kraje członkowskie Unii Europejskiej. Europa od dawna traktowana jest, jako kolebka cywilizacji zachodniej — oświeconej i sprawiedliwej, ale przede wszystkim — ucywilizowanej. Ten pogląd, który widzieliśmy już w deklaracji Schumana — Europy niosącej cywilizację do ciemnych zakątków rdzennej Ameryki, Afryki i Azji, to pokłosie kolonializmu. Nie jest to miejsce na rozgrzebywanie tej historii w dużej szczegółowości — zresztą zajęcie się tym zajęłoby bardzo dużo miejsca, a inni badacze wyspecjalizowani w temacie zrobili to już dużo lepiej. To, co jest istotne z perspektywy tego tekstu, to jak bardzo rasizm, ksenofobia i lęk przed „innym” jest kultywowany w samej instytucji Unii Europejskiej, a bardziej ogólnie — w kapitalizmie jako takim.

Bogactwo Europy w dużej mierze zbudowane jest na kolonialnym wyzysku, który w chwili powstawania EWWiS a później EWG, miał się jeszcze całkiem nieźle. Uzasadnieniem z punktu widzenia moralnego było to, że oto Wielka Brytania, Francja, Belgia, Holandia, Niemcy i cała masa innych pomniejszych potęg kolonialnych, niesie „dzikusom” cywilizację. W praktyce chodziło o grabież surowców i materiałów, wydobywanych znikomym kosztem i bez zwracania uwagi na to, jak skończy się to dla rdzennych mieszkańców skolonizowanych krain[18]. Gdy era otwartego kolonializmu chyliła się ku upadkowi, kolonizatorzy często i tak grali pierwsze skrzypce, jeśli chodzi o wygląd „niepodległych” krajów — od kwestii języka urzędowego a na granicach skończywszy, ustanawianych często arbitralnie i powodujących krwawe konflikty. Dodatkowo — mimo formalnej niepodległości, dawne kolonie pozostawały w ścisłych zależnościach z dawnymi kolonizatorami pod względem gospodarczym. Na tym polu rodził się tzw. neokolonializm, utrzymywany nie za pomocą karabinu (chociaż biorąc pod uwagę ilość „interwencji pokojowych”, służących interesom kapitału, można się zastanowić czy władza za pomocą karabinu faktycznie się skończyła), a z pomocą „wolnego” handlu i umów międzynarodowych. Europa z pomocą Unii Europejskiej stanowi również przeciwwagę dla amerykańskich czy ostatnio chińskich zapędów w Afryce, które mogłyby zagrozić w utrzymywaniu zależności krajów tego kontynentu od dawnych kolonizatorów (jednak bądźmy tutaj szczerzy, że Chiny nie robią tego z dobroci serca, a jedynie dla własnych interesów).

Podczas gdy Europa już poważnie traktowała tworzenie wspólnego rynku, targanego sprzecznościami, o których mówiliśmy przy okazji historii UE, nadal czerpała zyski z dawnych kolonii, chociaż tym razem w mniej lub bardziej białych rękawiczkach. Nie oznacza to, że dawne kolonie i terytoria zależne pozostawały bierne. Kraje Afryki i Bliskiego Wschodu bardzo często starały się obierać kursy zupełnie przeciwne wobec dawnych uciskających, co kończyło się często wspomnianymi interwencjami (jak np. w Iraku), ale również i (rzadziej) trwałymi zwycięstwami (Jak np. w Wietnamie). Ten miks ideologicznych podstaw postrzegania podbitych narodów jako gorszych, wraz z przemianami gospodarczo-społecznymi (upadek ZSRR i bloku wschodniego, rewolucje i przewroty w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki) spowodowały, że bardzo popularna stała się teoria „zderzenia cywilizacji”, ukuta przez Samuela P. Huntingtona[19] i oparta o skrajnie fatalistyczne założenie, że cywilizacja, w której przyszło nam się urodzić, determinuje każdy aspekt naszego życia — i nie sposób od niej uciec. Nie trzeba chyba wspominać, że teoria ta z góry wartościuje pewne cywilizacje (np. judeochrześcijańska[20] nad muzułmańską) i stawia je ponad innymi. Widzimy to doskonale zwłaszcza teraz, gdy w Palestynie dzieje się ludobójstwo, które racjonalizowane jest analogicznymi do zderzenia cywilizacji metodami.

Na tym gruncie wyrosła również „Twierdza Europa”. Jak wskazuje Przemysław Wielgosz: „Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych zamieszki na przedmieściach Paryża ukazywano jako wybuch wściekłości coraz bardziej marginalizowanej i biedniejącej młodzieży z klas pracujących. […] Zaledwie dziesięć lat później nastroje diametralnie się zmieniły. Rozruchy, które wybuchły w kilkudziesięciu francuskich miastach […] w relacjach mediów i retoryce polityków został całkowicie wyzute ze swojego klasowego charakteru. Ich źródeł szukano już nie w postępującej pauperyzacji i neoliberalnej polityce zaciskania pasa (kłania się konwergencja euro), ale w religijnej i kulturowej tożsamości protestujących”[21]. Wielgosz podkreśla, że nie były to bynajmniej zjawiska nowe, ale ich natężenie znacznie wzrosło. W obliczu coraz większego kryzysu i zaostrzania się sprzeczności kapitalizmu Europa musiała znaleźć sobie kozła ofiarnego. A minione konflikty kolonialne i spustoszenie, jakie zostawił sam kolonializm, dostarczył przysłowiowej wody na młyn centroprawicowym i prawicowym publicystom i politykom, włączając w to tych zasiadających w instytucjach UE.

Ale po kolei — w dużej mierze dyskryminacja w ramach UE dotykała migrantów wewnętrznych. Tania siła robocza z południa lub wschodu Europy, m.in. z Polski, zajmowała się nisko opłacanymi zawodami, często tylko na pewien czas i przez agencje zatrudnienia. Mimo tego — nacjonalistyczne narracje przedstawiały ich jako zagrożenie. Stereotyp Polaka-hydraulika w Wielkiej Brytanii urósł do poziomu mema. Ale w wyniku ciągłej destabilizacji dawnych skolonizowanych terenów, nastąpił zwrot.

Leniwy Grek został zastąpiony przez niebezpiecznego imigranta z Afryki lub Bliskiego Wschodu. I obowiązkowo zabierał on pracę ciężko pracującym Niemcom/Francuzom/[wstaw dowolną narodowość]. Kwestią jest jednak fakt, że jak podkreśla Wielgosz[22], tożsamościowe patrzenie na problematykę jest błędne. Wynika ono z pogłębiającego się kryzysu kapitalizmu, a przy okazji napędza to, że marginalizowane grupy nie mają żadnego punktu zaczepienia — po demontażu państwa opiekuńczego, praw pracowniczych i innych instytucji — oprócz właśnie swojej tożsamości. Taka optyka jest też bardzo na rękę panującej burżuazji — odwraca ona kompletnie uwagę od klasowych aspektów nierówności, z których wynikają systemowe problemy. Mimo ograniczonego horyzontu tożsamościowa retoryka jest bardzo chwytliwa i „strawna” dla liberałów, którzy utyskują na nacjonalistyczne tendencje, jednocześnie zgadzając się z dużą maścią postulatów, nawet jeśli w rozwodnionej formie.

Unia Europejska, tak bardzo ceniąca sobie zasadę równości i poszanowania praw człowieka, nie ma nic przeciwko płaceniu Turcji grubej ilości pieniędzy w zamian za utrzymanie migrujących Syryjczyków i Syryjki poza Europą, pushbackom na polskiej granicy czy strzelaniu do płynących do Hiszpanii Marokańczyków gumowymi kulami[23]. Zakrawa na ironię fakt, że retoryce antyimigracyjnej najbardziej wtórują obecnie państwa, które dawniej były jej ofiarą. Polska czy Węgry snują marzenia o ponownym byciu przedmurzem Europy. O ksenofobicznych przesłankach tego podejścia wspominać nie trzeba. Warto też nadmienić, że zwrot na prawo nie jest wcale zjawiskiem specyficznym dla Polski czy Węgier, bo dzieje się on w zasadzie w każdym kraju Europy, np. w Niemczech, gdzie skrajnie prawicowa partia AfD uzyskała w ostatnim sondażu 24% poparcia[24].

Europejskie wartości to puste frazesy, które mają brzmieć pięknie. W instytucji kapitalistycznej, która potrzebuje nierówności, nie można mówić o sprawiedliwości. W instytucji, która woli przymykać oko na tysiące ludzkich istnień tonących na Morzu Śródziemnym, by skupiać się na „kontroli migracji”, nie można mówić o poszanowaniu praw człowieka i godności, w Unii Europejskiej, będącej na skinienie monopolistycznego kapitału, nie może być mowy o prawdziwej demokracji i praworządności.

Unia w działaniu

Nie można podjąć demokratycznej decyzji przeciwko postanowieniom traktatów europejskich

Jean-Claude Juncker, były przewodniczący Komisji Europejskiej

Pochylmy się teraz nad działaniem samej Unii. W ramach UE działają następujące organy:

  1. Parlament Europejski — reprezentuje obywateli państw członkowskich UE. Posłowie do PE są wybierani w wyborach bezpośrednich. Podejmuje decyzje dotyczące prawa europejskiego wspólnie z Radą Unii Europejskiej. Zatwierdza również budżet UE. Prowadzi sieć biur kontaktowych w stolicach UE, Londynie, Edynburgu i Waszyngtonie;
  2. Rada Europejska — szefowie państw lub rządów krajów UE spotykają się jako Rada Europejska, aby określić ogólny kierunek polityczny i priorytety Unii Europejskiej. Na czele Rady Europejskiej stoi przewodniczący wybierany na 2,5-letnią kadencję, którą można jednokrotnie odnowić. Rada nie przyjmuje aktów prawnych, z wyjątkiem ewentualnych zmian w Traktacie UE.
  3. Rada Unii Europejskiej — reprezentuje rządy poszczególnych krajów UE. Rada UE to organ, w ramach którego ministrowie ze wszystkich rządów spotykają się, aby przyjmować akty prawne i koordynować politykę w poszczególnych obszarach. Ministrowie spotykają się w różnych konfiguracjach w zależności od tematu, który ma być przedmiotem dyskusji. Rada UE podejmuje decyzje dotyczące prawa europejskiego wspólnie z Parlamentem Europejskim.
  4. Komisja Europejska — reprezentuje wspólne interesy UE i jest głównym organem wykonawczym UE. Korzystając z „prawa inicjatywy ustawodawczej”, przedstawia wnioski w sprawie nowych aktów prawnych, które są następnie analizowane i przyjmowane przez Parlament Europejski i Radę Unii Europejskiej. Zarządza również polityką UE (z wyjątkiem wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, którą prowadzi wysoki przedstawiciel ds. WPZiB, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej) oraz budżetem UE, a także czuwa nad prawidłowym stosowaniem prawa Unii przez poszczególne kraje. Biura przedstawicielstw są głosem Komisji w całej UE. Monitorują i analizują opinię publiczną w kraju przyjmującym, dostarczają informacji na temat polityki i sposobu funkcjonowania UE oraz ułatwiają współpracę Komisji z przyjmującym państwem członkowskim[25].

Z pozoru taki rozdział instytucji wydaje się demokratyczny i sprawiedliwy. Spełniają się przecież przesłanki demokracji parlamentarnej, nawet jeśli na skalę europejską. Problem w tym, że obywatele UE mogą wybrać przedstawicieli jedynie do Parlamentu Europejskiego — organu, który jest jedynie fasadowy. Nie posiada on inicjatywy prawodawczej, a może jedynie przyjąć lub odrzucić projekt delegowany przez Komisję Europejską. Decyzja Parlamentu może być jednak odrzucona przez Radę Unii Europejskiej.

Jeśli chodzi o Komisję i Radę UE, to nie odbywają się do niej żadne wybory. Obywatele UE nie mają żadnego wpływu na to, kto w nich zasiądzie ani nie obowiązują ich żadne instrukcje. Co więcej — Komisja Europejska, jako jedyna posiadająca prawo inicjatywy ustawodawczej, korzysta z opinii tzw. Eurogroup — czyli grupy ministrów ze strefy euro. Ich działalność, mimo zapewnień[26] jest niezwykle nietransparentna. Działanie Eurogroup nie jest również w żaden sposób uprawomocnione i nie podlega odpowiedzialności przed żadnym z organów UE.

Jak widzimy, działalność Unii Europejskiej jest na poziomie legislacyjnym mocno nietransparentna, a przynajmniej na tym najbardziej kluczowym etapie, jakim jest przygotowywanie aktów prawnych. A jak wygląda to na poziomie państwowym? Odpowiedź jest prosta — nijak.

Jednym z ciekawszych wątków zamieszania, związanego z brexitem[27], były propozycje Partii Pracy, związane z nacjonalizacją niektórych gałęzi przemysłu. Istotnym problemem jest to, że w ramach Unii Europejskiej takie działanie byłoby niedozwolone. Jak wspomnieliśmy na początku — UE to kapitalistyczny twór. Jedną z podstaw jej istnienia jest zapewnienie działania wolnego rynku w państwach członkowskich[28]. Przeczy to popularnej wśród (zwłaszcza drobnej) burżuazji tezie o blokowaniu przez UE rozwoju prywatnych biznesów.

Zwróćmy uwagę na przykłady deregulacji w praktyce. Kolej w Europie przez długi czas (do lat 90.) zdominowana była przez monopolistyczne, państwowe przedsiębiorstwa (np. Deutsche Bahn w RFN). W 1991 roku, czyli jeszcze przed podpisaniem traktatu z Maastricht, decydenci EWG podjęli decyzję o deregulacji rynku kolejowego, z pomocą dyrektywy 91/440/EWG[29], zastąpionej rozbudowaną dyrektywą 2012/34/UE.

Ten akt prawny zobowiązywał państwa członkowskie do otworzenia nowego rynku, jakim były przedsiębiorstwa kolejowe. Powodem było — oczywiście — racjonalne wykorzystanie infrastruktury, poprawa efektywności i jakości świadczonych usług. W kilku słowach — tradycyjna śpiewka zwolenników wolnego rynku, przekonanych o jego racjonalności. Rozdział dużych, państwowych przedsiębiorstw, jaki miał miejsce np. w Polsce[30], miał w teorii zapewnić podstawę do utworzenia wspólnych biletów i standaryzowania technicznych aspektów kolei.

Skutek? W całej Europie jest wręcz odwrotny — zamykane stacje, „reflektor” skierowany na koleje wysokich prędkości, podczas gdy ignorowane są potrzeby mieszkańców mniejszych miejscowości. Deregulacja rynku transportu zmusiła kolej do konkurencji z transportem drogowym, co przełożyło się, np. we Francji na znaczny spadek udziału kolei w całym transporcie[31]. Wpływ deregulacji odczuwają także osoby zatrudniane w spółkach kolejowych, głównie w postaci niższych wynagrodzeń[32]. To, co przykuwa uwagę, to również obniżenie standardów bezpieczeństwa. Logika kapitalizmu wymusza na przedsiębiorstwach cięcie kosztów, by utrzymać dodatnią stopę zysku, by tym samym pozostać na rynku. To powoduje problemy z utrzymaniem infrastruktury i taboru w dobrym stanie. Przekłada się również na niższą jakość i czas szkoleń maszynistów czy operatorów nastawni[33].

Podobny los spotkał rynek energetyczny. Od lat 90. Unia Europejska skutecznie i ciągle dereguluje[34] rynek energetyczny w krajach członkowskich, w każdym aspekcie — od gazu przez prąd elektryczny a na energetyce odnawialnej skończywszy.

Wzrost kosztów często zrzucany był na wybuch wojny na Ukrainie. W końcu większość Europy była ogrzewana przez rosyjski gaz. Tymczasem przyczyna leży raczej po stronie deregulacji. W latach 80. większość przedsiębiorstw energetycznych była państwowych. To z kolei powodowało, że taryfy nie podlegały prawom rynkowym, tylko były ustalane odgórnie[35]. Tymczasem ciągła presja ze strony Unii Europejskiej do deregulacji w celu utworzenia wspólnego rynku energetycznego, spowodowała, że prywatne przedsiębiorstwa energetyczne, działające według zasad rynkowych, windują ceny, by wyjść przynajmniej na zero. Dodatkowo — konwergencja energetyczna odbywa się bez zwracania uwagi na to, z jakiego źródła pochodzi energia. Dla Unii Europejskiej ma obowiązywać ten sam koszt energii elektrycznej, niezależnie, czy pochodzi ona z elektrowni atomowych, czy z węgla[36]. A kosztów nie poniosą wielcy giganci rynku energetycznego, a klasa pracująca.

Przykłady można mnożyć, ale niech te dwa powyżej posłużą nam do zobrazowania tego, że Unia działa dokładnie tak, jak powinna. Wbrew powszechnemu przekonaniu, neoliberałowie w mniejszym lub większym stopniu zdają sobie sprawę z tego, że rynki jako takie nie występują naturalnie. Zadaniem państwa (a w naszym przypadku — Unii Europejskiej) w ideologii neoliberalnej jest ich kreowanie i pielęgnowanie, poprzez m.in. deregulację, by kapitaliści mogli czerpać zyski na sektorach, z których do tej pory musieli rezygnować[37].

Słowo o ekologii

Nie możemy analizować Unii Europejskiej, bez rozbicia mitu o rzekomym, proekologicznym działaniu organów Unii. Już u ideologicznej podstawy leży bowiem przeciwieństwo między dogmatem nieograniczonego rozwoju unijnej gospodarki a skończonymi zasobami naturalnymi i postępującą degradacją środowiska. Upatrywanie w malowaniu kapitalizmu na zielono ratunku przed zmianami klimatycznymi jest działaniem bez pokrycia w rzeczywistości.

Receptą, jaką elity w Brukseli wypracowały, jest Europejski System Handlu Emisjami[38]. Jak to działa? Wielkie przedsiębiorstwa mogą wykupić sobie prawo do emisji zanieczyszczeń, w zamian za dotację od Unii, które mają pokryć np. modernizację środków produkcji, prowadzenie działalności emisyjnej, itp.. Tu warto zauważyć istotną rzecz — unijny komisarz ds. klimatu pominął działalność transportową, jako emitującą CO2[39]. Jest to bardzo istotne, ponieważ transport w 2020 roku powodował ponad 23% emisji gazów cieplarnianych w całej UE. Odstawmy to jednak na ten moment na bok. Unia Europejska chwali się, że w okresie od 1990 roku do 2020 roku, na jej terenie emisja gazów cieplarnianych została zredukowana o ok. 32%[40]. Tymczasem emisje na świecie stale rosną. Jak to możliwe? Odpowiedź jest bardzo prosta i często podnoszona w świecie zachodnim — głównymi emitentami CO2 są kraje azjatyckie. Nie dajmy się jednak oszukać prostej geografii.

Znaczna część emisji w Azji wystrzeliła do góry od lat 80. i 90., a więc pokrywa się ze zmianami gospodarczymi w Europie[41]. Podczas gdy postępująca krucjata neoliberalnego porządku gospodarczego niszczyła przemysł w Europie, w imię cięcia kosztów i optymalizacji zysków wielkie zakłady przenosiły produkcję do Azji. Postawmy sprawę jasno — Chiny i cała Azja produkują w dużej mierze dla Europy i USA. I to jest przy okazji klucz do spadku emisji w Unii Europejskiej. Wbrew popularnej opinii, kraje UE wciąż produkują bardzo dużo, z tym że nie robią tego w samej UE. By uniknąć kar za nadprogramową emisję, europejskie korporacje otwierają kolejne fabryki w Azji, co nie przeszkadza im absolutnie w pobieraniu olbrzymich dotacji z Unii na prowadzenie przedsiębiorstw w Europie, gdy jednocześnie handlują one swoimi pozwoleniami na emisję zanieczyszczeń.

W tym samym momencie to na klasę pracującą spadają w największym stopniu konsekwencje unijnych dyrektyw. Przenoszenie wspomnianych już fabryk do krajów azjatyckich sprawia, że pracownicy i pracownice z zamykanych zakładów pracy wpadają w bezrobocie, bez jakiejkolwiek „poduszki” bezpieczeństwa. Podobnie — zakaz rejestracji samochodów spalinowych, który planowo ma być wprowadzony w 2035 roku, uderzy głównie w osoby, które są zmuszone do korzystania z prywatnych samochodów w wyniku wykluczenia komunikacyjnego. W znacznej mierze są to jednocześnie osoby, których nie będzie stać na zakup dużo droższych pojazdów elektrycznych. Również skutki wspomnianej deregulacji rynku energetycznego odczują na swojej skórze najbardziej osoby z klasy pracującej, gdy będą musiały płacić coraz wyższe rachunki.

Podczas gdy m.in. polscy drobni przedsiębiorcy i prawicowi krytycy narzekają na „lewacką ekologię Unii Europejskiej”, która przeszkadza im w prowadzeniu biznesu i jeżdżeniu drogimi, wysokoemisyjnymi samochodami (i prawdopodobnie gdyby mieli tylko możliwość przeniesienia produkcji do Chin, to nawet nie zwracaliby na to uwagi, a wręcz czerpali dotacje na emisje zanieczyszczeń), tak patrząc na tę kwestię w skali globalnej, traktowanie kapitalistycznej UE jako wzoru do naśladowania w kwestii ekologii, jest mocno chybione.

Marksizm a UE

Przejdźmy wreszcie do odpowiedzi na pytanie postawione we wstępie. Chociaż wydaje się, że odpowiedź na nią już padła, nawet jeśli nie wprost. Czy marksiści i marksistki powinni popierać Unię Europejską?

Odpowiedź jest prosta i krótka — nie. Jak widzieliśmy w tym krótkim historycznym wstępie, Unia Europejska powstała jako siatka bezpieczeństwa dla systemu kapitalistycznego w Europie, zaraz obok państw dobrobytu. Jej celem od samego początku było podtrzymanie przy życiu resztek dawnych potęg imperialistycznych, później i po dziś dzień — utrzymanie konkurencyjności „Europy” na rynku światowym. „Europę” wstawiliśmy w cudzysłów z prostego powodu, jakim są nierówności w samej Unii. Śledząc historię krajów Europy Południowej czy wschodniej, widzimy, że w ramach rzekomego zjednoczonego rynku, trwa tak naprawdę okrutna konkurencja, która dąży do monopolu na skalę krajową. Niemcy w dalszym ciągu mają i będą miały dominującą pozycję, dławiąc konkurencję z biedniejszych krajów będących nie tylko w strefie euro, ale także w Unii jako takiej. Akty prawne UE nie mają na to żadnego wpływu, są one bowiem skonstruowane przez kapitalistów dla kapitalistów. Partykularne interesy państw burżuazyjnych, które ciągną w swoją stronę w ramach Unii (bo gospodarki w jej ramach są różne, o różnych warunkach materialnych i potrzebach) nie zmienią podstawowych prawidłowości działania systemu kapitalistycznego, jakim jest m.in. dążenie do monopolizacji[42].

Powiedzmy wprost — działanie dążące do zjednoczenia Europy jest, pod względem idealistycznym, szczytne. Z tym że w anarchii produkcji systemu kapitalistycznego, przy ideologii traktowania społeczeństw jako zbioru jednostek o indywidualnych i egoistycznych tendencjach, jest to cel niemożliwy do zrealizowania. Żadna ilość euro pompowanych do gospodarek krajów członkowskich w ramach grantów na rozwój czy planu odbudowy nie sprawi, że znikną sprzeczności zawarte w systemie kapitalistycznym, bo nie może być równości w systemie, który czerpie z nierówności. Same mechanizmy Unii są niedemokratyczne, nieprzejrzyste i sprzeczne z interesem klasy pracującej.

Nie mamy tu na myśli powrotu do oclonych, protekcjonistycznych gospodarek, które to cła chronią nie klasę pracującą, a burżuazję danego kraju. Wbrew temu, co mają do zarzucenia Unii Europejskiej nacjonalistyczne i prawicowe głosy, nam jako marksistom i marksistkom nie robi różnicy, czy wyzyskuje nas kapitalista z Niemiec, czy kapitalista z Polski. Już Marks w 1848 roku zwrócił uwagę, że: „Zresztą system ceł ochronnych jest to tylko środek do stworzenia w kraju wielkiego przemysłu, tj. do uzależnienia jego kraju od rynku światowego; a kiedy się zależy od rynku światowego, to mniej czy więcej, ale się już zależy od wolnego handlu. Prócz tego system ceł: ochronnych przyczynia się do rozwinięcia wewnątrz kraju wolnej konkurencji. […] Są one dla niej [burżuazji] orężem przeciwko feudalizmowi oraz rządom absolutnym, środkiem do skupiania swych sił i wprowadzenia w życie wolnego handlu wewnątrz kraju. Na ogół jednak w naszych czasach system ceł ochronnych jest konserwatywny, podczas gdy system wolnego handlu działa rozkładowo. Rozsadza on dawne narodowości i do najwyższego stopnia zaostrza antagonizm między burżuazją a proletariatem. Słowem, system wolnego handlu przyśpiesza rewolucję socjalną”[43].

Nasz największy problem z Unią leży u samych podstaw jej funkcjonowania. Sprzeciwiamy się kapitalizmowi jako takiemu, nieważne jak bardzo jest on przypudrowany mową o „wartościach”. A skoro o tym mowa — nie zapominajmy o argumencie, który często pojawia się w kontekście wsparcia dla Unii. Polscy liberałowie wszelkiej maści (ale także prawica, która w tym zjawisku dostrzega zagrożenie dla tradycyjnych wartości) zwracają uwagę na postępowość UE. Już przeprowadziliśmy sekcję tego, jak wygląda poszanowanie tych „postępowych” wartości w wykonaniu Unii Europejskiej i państw członkowskich i skąd się one wzięły (z poczucia wyższości cywilizacyjnej państw Europy).  Zwracanie uwagi na inkluzywność w ramach struktur UE, na promowanie tolerancji przez oficjalne ścieżki komunikacji, to ślepa uliczka. Tęczowy kapitalizm to nadal kapitalizm. Prawdziwym sposobem na emancypację nie jest wypełnienie parytetu mniejszościowego w strukturach władzy, bo ucisk pozostaje bez zmian. Jedynie demontaż kapitalizmu zapewni warunki do równości bez względu na tożsamość płciową, orientację seksualną, rasę i pochodzenie.

My nie boimy się Unii ze względu na rzekomy „marksizm kulturowy”, my się jej sprzeciwiamy ze względu na to, że jest ona realną przeszkodą do prawdziwej równości i sprawiedliwości. Nie bójmy się krytykować instytucji, która jest sprzeczna z interesem klasy pracującej. Ale róbmy to właśnie z perspektywy klasowej, nie wpadając w pułapkę populistycznych haseł na prawicy całej Europy. Nie powinniśmy wracać, zgodnie z hasłami prawicowych eurosceptyków, do gospodarek narodowych działających w odosobnieniu. Połączenie sił produkcyjnych całego świata, w tym Europy jest pożądane, z tym że na zupełnie innych warunkach, niż kapitalizm i jego własność prywatna..

Jako Czerwoni nie będziemy stali za Unią, jeśli przeciwko jej postanowieniom będą buntować się pracownicy i pracownice. Musimy czujnie analizować i sprawdzać nowe dyrektywy, ruchy i kierunek rozwoju Unii. Jak pokazały kryzysy w latach 2008, 2015 – 2016 i 2020 – 2022, sprzeczności kapitalizmu nie da się rozwiązać, a ich łagodzenie może mieć miejsce tylko do pewnego stopnia. Bardzo prawdopodobne, że kolejne kryzysy w Unii,  która ratować będzie interes klasowy burżuazji przez obciążanie osób pracujących, staną się elementem rozwoju walki klas, która zaognia się na całym świecie. UE upadnie wraz z upadkiem kapitalizmu, to nieuniknione, a wtedy na barkach spocznie robotnic i robotników zbudowanie nowej, socjalistycznej i zjednoczonej Europy, która faktycznie stanie się tym, o czym Unia Europejska może tylko pomarzyć.


[1] N. Klein, Doktryna Szoku, Warszawa 2021, s. 286 – 287

[2] Plan Marshalla zakładał pomoc finansową i materialną w odbudowie zniszczeń wojennych, zob.: C. Eisenberg, Drawing the Line: The American Decision to Divide Germany, 1944-1949.

[3] R. Schuman, Deklaracja Schumana, https://european-union.europa.eu/principles-countries-history/history-eu/1945-59/schuman-declaration-may-1950_pl

[4] Ibidem

[5] J. Holroyd, The crisis in Europe – Part three: What is the EU and where is it going?, https://www.marxist.com/the-crisis-in-europe-part-three-what-is-the-eu-and-where-is-it-going.htm

[6] W chwili obecnej wspólny rynek to 27 krajów.

[7] Zob.: A. Beckett,  The right to buy: the housing crisis that Thatcher built, https://www.theguardian.com/society/2015/aug/26/right-to-buy-margaret-thatcher-david-cameron-housing-crisis

[8] R. Knaebel, P. Rimbert, The economic Anschluss of the GDR, Le Monde Diplomatique 2019

[9] Zob.:Treaty on European Union/Protocol on certain provisions relating to the United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland, https://en.wikisource.org/wiki/Treaty_on_European_Union/Protocol_on_certain_provisions_relating_to_the_United_Kingdom_of_Great_Britain_and_Northern_Ireland

[10] Za przykład niech posłuży niejednoznaczna obecnie polityka państw członkowskich wobec wojny na Ukrainie.

[11] A. Woods, A Socialist alternative to the European Union, https://www.marxist.com/britain-european-union040697.htm

[12] E. Tomczak-Woźniak, Konwergencja Realna Fundamentem Powodzenia Integracji Monetarnej Polski Ze Strefą Euro, Zeszyty Naukowe Politechniki Łódzkiej, nr 1196, s. 152

[13] A. Woods, Op. Cit.

[14] Zob.: https://tradingeconomics.com/greece/industrial-production

[15] Zob.: D. Altman, Foreign Policy: 5 Easy Solutions To The Greek Crisis, https://www.npr.org/2012/05/18/152990481/foreign-policy-5-easy-solutions-to-the-greek-crisis

[16] A. Gasparotti, M. Kullas, 20 Years of the Euro: Winners and Losers. An empirical study, https://www.cep.eu/en/eu-topics/details/cep/20-years-of-the-euro-winners-and-losers.html

[17] Zob.: https://www.bankier.pl/gospodarka/wskazniki-makroekonomiczne/inflacja-rdr-pol

[18] P. Wielgosz, Gra w rasy. Jak kapitalizm dzieli, by rządzić, Łódź 2023, s. 216-17

[19] S.P. Huntington, The Clash of Civilizations?, Foreign Affaris, vol. 72, 1993

[20] Na marginesie — judeochrześcijańską, ponieważ elementy tej teorii był żywo wykorzystywane przez prawicową partię Likud w Izraelu, w kontekście okupacji Palestyny, zob.: P. Wielgosz, Op. Cit., s. 221 – 222

[21] P. Wielgosz, Op. Cit., s. 225

[22] Ibidem, s. 227

[23] J. Holroyd, The crisis in Europe — Part two: Fortress Europe under siege, https://www.marxist.com/the-crisis-in-europe-part-two-fortress-europe-under-siege.htm

[24] zob.: https://www.sueddeutsche.de/politik/wahlen-afd-mit-hohen-werten-in-wahlumfragen-in-laendern-weit-vorn-dpa.urn-newsml-dpa-com-20090101-240111-99-566541

[25] zob.: https://european-union.europa.eu/institutions-law-budget/institutions-and-bodies/types-institutions-and-bodies_pl

[26]zob.: https://www.consilium.europa.eu/en/eurogroup/transparency/

[27] Wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej

[28] W traktacie z Maastricht, w artykule 3a, wymóg wolnego rynku opartego na zasadach konkurencji jest wymiony wprost.

[29]Dyrektywa rady z dnia 29 lipca 1991 r. w sprawie rozwoju kolei wspólnotowych, https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/PDF/?uri=CELEX:31991L0440

[30] Zob.: Ustawa o komercjalizacji i restrukturyzacji przedsiębiorstwa państwowego „Polskie Koleje Państwowe”, Dz.U. 2022 poz. 2542

[31] J. Mischi, V. Solano, The great train robbery, Le Monde Diplomatique 2016

[32] Ibidem

[33] Ibidem

[34] Rozporządzenie parlamentu europejskiego i rady (ue) 2019/943 z dnia 5 czerwca 2019 r. w sprawie rynku wewnętrznego energii elektrycznej, https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/PDF/?uri=CELEX:02019R0943-20220623

[35] A. Bernier, The high price of deregulating the EU’s electricity, Le Monde Diplomatique 2023

[36] Ibidem

[37] L. Rougier, Les mystiques économiques, Paryż 1938, s.19 -21

[38] zob.: https://climate.ec.europa.eu/eu-action/eu-emissions-trading-system-eu-ets_en

[39] V. Masterson, The European Union has cut greenhouse gas emissions in every sector — except this one, https://www.weforum.org/agenda/2022/09/eu-greenhouse-gas-emissions-transport/

[40] Zob.: https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Climate_change_-_driving_forces&stable=1

[41] Zob.: https://ourworldindata.org/co2-emissions

[42] W.I. Lenin, Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu, I. Koncentracja produkcji i monopole, 2001

[43] K. Marks, Mowa o zagadnieniu wolnego handlu, Warszawa 1949

Czerwoni

Autor: Czerwoni

Czerwoni zrzeszają socjalistów i socjalistki oraz promują socjalizm, feminizm, patriotyzm, antykapitalizm i antyfaszyzm.

Dodaj komentarz