Dzisiaj, 8 marca, obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Świętujemy sukcesy odnoszone przez kobiety oraz na rzecz praw kobiet, jak i staramy się nagłośnić problemy, które ich dotyczą. W tym ostatnim, zagrożenie wolności reprodukcyjnej kobiet w Polsce znów wysuwa się na pierwszy plan.
22 października 2020 roku prawo aborcyjne zostało drastycznie zaostrzone, niemalże uniemożliwiając skorzystanie z tego zabiegu na terenie Polski. Nawet w sytuacjach zagrażających zdrowiu i życiu kobiet. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego zebrał już krwawe żniwo — najsłynniejsze przypadki ofiar polityki antyaborcyjnej to Izabela z Pszczyny i Agnieszka z Częstochowy. Obie kobiety zmarły na sepsę po tym, jak lekarze odmówili usunięcia obumarłego płodu — zabiegu, który nawet w świetle niezwykle restrykcyjnej sytuacji prawnej w Polsce powinien zostać wykonany.
Lekarze, ze strachu przed konsekwencjami prawnymi, lub z powodu własnych, barbarzyńskich poglądów na sytuację kobiet, coraz częściej odmawiają wykonania niezbędnych zabiegów. Czasami nawet nie informują o możliwych wadach płodu, ujawnionych podczas badań prenatalnych.
Samo poddanie się zabiegowi aborcji w Polsce na ten moment nie jest karane, lecz tak zwane „pomocnictwo w aborcji” już jest. Justynie Wydrzyńskiej — działaczce organizacji Aborcyjny Dream Team — grożą 3 lata więzienia za udzielenie ofierze przemocy domowej dostępu do tabletek przerywających ciążę. Kolejna rozprawa odbędzie się 14 marca.
W procesie działaczki, jako „strona społeczna”, biorą udział chrześcijańscy fundamentaliści z Ordo Iuris. Organizacja ta często pojawia się na rozmaitych rozprawach sądowych, chociażby broniąc bliskiej współpracownicy — Kai Godek — twarzy polskiego aktywizmu antyaborcyjnego. Godek to jedna z osób stojących za obecnym, drakońskim prawem aborcyjnym, a także autorka projektu obywatelskiego „Aborcja to zabójstwo”, który, mimo iż został odrzucony przy pierwszym czytaniu 7 marca, nadal stanowi niebezpieczny precedens i pokazuje przerażającą wizję Godek i osób z nią współpracujących.
Projekt zakładał całkowity zakaz informowania o możliwości przerwania ciąży, nawet za granicą. Przewidywał dwa lata pozbawienia wolności za samo posiadanie materiałów informacyjnych tego typu. Jeżeli ustawa zostałaby przyjęta, oznaczałoby to, że trzymając w szufladzie ulotkę zagranicznej kliniki, mającej choćby wzmiankę o możliwości otrzymania tam aborcji, narażalibyśmy się na karę więzienia. Godek również chciała i nadal chce zakazu „produkowania, utrwalania, sprowadzania, nabywania, przechowywania, posiadania, prezentowania, przewożenia oraz przesyłania” takich treści. Jej projekt poważnie godzi w wolność słowa. Ciekawe więc, że jego autorką jest była członkini Konfederacji, partii na każdym kroku podkreślającej swoją „wolnościowość”.
Kaja Godek twierdzi, że jest „pro-life” (ang. „za życiem”). Ale gdyby życie było dla niej naprawdę ważne, nie byłaby przeciwna aborcji. W końcu to z powodu drakońskiego prawa, które pomogła stworzyć, i które chce jeszcze bardziej zaostrzyć, życie straciły między innymi Izabela i Agnieszka — kobiety, które chciały być matkami, ale średniowieczne warunki prawne im na to nie pozwoliły.
Wolność słowa jest jednym z podstawowych praw człowieka. Podobnie jak prawo do ochrony zdrowia, w tym dostępu do legalnej, bezpiecznej aborcji oraz prawo do życia. Nie pozwolimy na to, by prawa te były ograniczane w imię religijnych zabobonów.
Liczby niechcianych ciąż nie redukuje się poprzez zakazywanie niezbędnych procedur medycznych oraz nakładanie kar za mówienie o nich. Redukuje się je poprzez powszechny dostęp do dobrej edukacji seksualnej (a nie wątpliwego „wychowania do życia w rodzinie”) do rzetelnej wiedzy o własnym ciele, do środków antykoncepcyjnych, oraz do wysokiej jakości, empatycznej opieki medycznej, wliczając w to legalną i bezpieczną aborcję.
W ten Dzień Kobiet życzymy wszystkim kobietom wytrwałości w dalszej walce przeciwko patriarchatowi, którego opresyjne stosunki, jak widać na przykładzie Kai Godek, mogą być utrwalane także przez kobiety.