Jako Czerwoni nie zajęliśmy żadnego oficjalnego stanowiska przed wyborami parlamentarnymi w Polsce 15.10. Wpływ na to miało w dużej mierze kilka czynników.
Po pierwsze, uważamy, że koalicja wyborcza „Lewicy”, w tym wszystkie ugrupowania ją tworzące, nie zasługują w ogólności na nasze całościowe poparcie. W jej szeregach doszukać się można wielu osób, których głoszone poglądy nie przystoją socjaldemokratom, o socjalistach nawet nie wspominając. Sam program „Lewicy”, przede wszystkim w sferze gospodarczo-społecznej, nie jest zgodny z naszą wizją Polski, która miałaby się stać krajem socjalistycznym i w praktyce realizującym ambitne postulaty dot. sprawiedliwości społecznej. Nie jesteśmy zainteresowani ciągłym i nieskutecznym naprawianiem systemu, który z samej swej natury jest chory i niesprawiedliwy dla ludzi pracy najemnej, stanowiących wbrew neoliberalnym mitom większość społeczeństwa. Chcemy zniesienia tego systemu. W programie „Lewicy” nie dostrzegamy prawie żadnych postulatów, które mogłyby posłużyć jako podstawa do budowy społeczeństwa socjalistycznego.
Po drugie, mamy dość nieustannego i pogłębiającego się konfliktu na linii PiS i anty-PiS. Niezmiennie, naszym zdaniem jest to konflikt zastępczy, w który usilnie od prawie 20 lat wpychają nas dwa postsolidarnościowe obozy — PiS i PO. Pokazała to zarówno przedwyborcza kampania, jak i wyniki głosowania. Rzutuje to także na „Lewicę”, której niestety część reprezentantów ulega toksycznej narracji środowisk liberalnych związanych z Platformą Obywatelską. Poza pustymi frazesami o „demokratycznej opozycji”, „praworządności”, „prawach człowieka”, „wolności” czy całkowicie bezkrytycznym podejściem do UE i NATO i pozostałych zachodnich struktur, widoczny jest w niej pełen pogardy i nienawiści stosunek do osób głosujących na PiS.
W wizji osób stosujących tego typu narracje wyborcami PiS-u mają być jakoby ludzie pozbawieni moralności, leniwi, nieudacznicy i niewykształceni, zamieszkujący „prowincję”. Widać tutaj ewidentną pogardę klasową. Nic dziwnego, skoro jądrem „zjednoczonej demokratycznej opozycji” jest PO — partia neoliberalna, która od swojego powstania głosi poglądy zachwalające transformację ustrojową. Jednocześnie poucza i poniża „osoby, którym się nie udało z własnej winy”, a wychwala ludzi, którzy jakoby „samodzielnie osiągnęli sukces”. Nie było, nie ma i nie będzie naszej zgody na takie toksyczne i kłamliwe narracje. Naszym obowiązkiem jest stać po stronie ludzi pracy, bez względu na ich miejsce zamieszkania, wykształcenie, pochodzenie czy to na kogo głosowali, czy aktualnie głosują. Uważamy, że demonizowanie lub nawet odczłowieczanie tych ludzi przez polityków, część wyborców czy media głównego nurtu jest haniebne i przeciwskuteczne.
Uważamy, że panująca w Polsce atmosfera polityczna, sprowadzająca w praktyce niemalże wszystko do sporu PiS-u z anty-PiS-em, nie sprzyja prowadzeniu jakkolwiek konstruktywnej i merytorycznej debaty publicznej. Wpływ ma na to również upadek etosu dziennikarskiego, jakości mediów oraz ich koncentracja w rękach nielicznych. Są to strategie klas rządzących na utrzymanie władzy. Nie mamy wątpliwości, że dzięki nim, panujący w naszym kraju system kapitalistyczny, może nadal trwać, i to mimo coraz większych kryzysów w skali globalnej, jak i lokalnej.
Anty-PiS-owski rząd, jeśli utrzyma się do końca kadencji, będzie egzotycznym i niestabilnym tworem. Nie mamy złudzeń co do tego, że szumne obietnice wyborcze zostaną w większości wyrzucone do kosza. W warunkach współrządzenia skromnej reprezentacji „Lewicy” z liberałami i konserwatystami nie ma miejsca nawet na realizację części skromnych reformistycznych postulatów prospołecznych. Problemem może być nawet wdrożenie postulatu złagodzenia prawa aborcyjnego. Nie wspominając o ustanowieniu prawa do przerywania ciąży do 12 tygodnia, co było jednym z głównych postulatów kampanijnych „Lewicy”, a o czym zaczęła w swojej retoryce wspominać nawet Platforma Obywatelska. Weto może postawić w tej sprawie Polska 2050, PSL oraz konserwatywne skrzydło PO. Może się okazać, że jedyne, na co będą mogły zgodzić się wspomniane stronnictwa to powrót do zgniłego „kompromisu” aborcyjnego. Blokadą przy próbach zmiany prawa, nie tylko tego, będzie zapewne także Trybunał Konstytucyjny.
Nie mamy również żadnych podstaw, żeby wierzyć, że kwestia mieszkaniowa zostanie w jakikolwiek sposób podjęta przez rząd składający się w dużej mierze z neoliberałów. Problemem może być samo utrzymanie dotychczasowych skromnych zdobyczy socjalnych z czasów rządów PiS-u. Mamy prawo obawiać się dalszej deregulacji rynku i cięć wydatków publicznych pod pretekstem jakoby „tragicznej sytuacji budżetowej” po PiS-ie, spowolnienia gospodarczego i kryzysu. Z kolei zapowiedzi odejścia od ograniczeń handlu w niedziele uważamy za nieracjonalne i jednocześnie antypracownicze. Każda ciężko pracująca osoba ma prawo do stałego dnia wolnego w tygodniu. Postulat „uwolnienia handlu” w niedzielę, wysuwany przez neoliberałów, uważamy za działania w interesie wielkich korporacji, a nie ludzi pracy. Dodatkowo, autorzy tego pomysłu praktycznie w ogóle nie wspominają o przepisach o dot. wyższych stawek godzinowych za pracę w handlu w niedziele.
Kolejno, Ci, którzy wierzyli, że mur na granicy polsko-białoruskiej zostanie rozebrany, a ludzie tam koczujący zaczną być traktowani w humanitarny sposób — zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym, także mogą poczuć się rozczarowani. Platforma Obywatelska (oraz niestety części parlamentarnej „lewicy”) od niedawna zmieniła swoją retorykę nt. sytuacji na granicy. Słychać wśród niej głosy o „bezpieczeństwie” i „konieczności obrony granic”, co jakoby miałoby usprawiedliwiać nieludzkie traktowanie osób na granicy oraz notoryczne łamanie przepisów międzynarodowych. Widać przy tym, że temat ten jest pomijany przez PO. Nic dziwnego, partia Tuska ma świadomość, że temat uchodźców może okazać się wygodnym sposobem na rozgrywanie opinii publicznej. Przy tej okazji i nie tylko tej, wychodzi na jaw, że PO i PiS, wbrew temu, co głoszą oba te ugrupowania, wcale nie różni tak wiele. Obie partie wywodzą się z podobnych środowisk.
Jako Czerwoni podchodzimy bardzo sceptycznie do ewentualnego rządu „demokratów”. PO/KO, które miałoby stanowić trzon tej koalicji, nie ma żadnej spójnej wizji tego, na czym miałyby polegać ich zmiany w Polsce, poza tym, że mają one odsunąć PiS od władzy — tj. wrócić do stanu sprzed 8 lat. Zasadniczym problemem jest to, że Polska PO była bardzo daleka od ideałów z punktu widzenia większości społeczeństwa, co wciąż usilnie wypierają politycy tej formacji oraz większość jej elektoratu. Dla PO czas niejako zatrzymał się w 2015 roku. Jednak wbrew błędnym wyobrażeniom, od tego czasu w Polsce i na świecie zaszło wiele zmian. Prowadzenie tej samej polityki jest niemożliwe. Rzeczywistość stawia przed nami wciąż nowe wyzwania. W skali globalnej dochodzi do znaczących przetasowań. Amerykański imperializm słabnie — na naszych oczach rodzi się świat wielobiegunowy.
Tymczasem rządząca Polską od ponad 30 lat klasa polityczna nie ma żadnych pomysłów na to, jak w skuteczny sposób dostosować się do tych zmian i wyzwań czy nawet skorzystać z nich dla dobra większości społeczeństwa.
Obowiązujący w Polsce system wyborczy w ramach demoliberalnej systematyki jest niesprawiedliwy. Nie oddaje on realnych poglądów polskiego społeczeństwa. Podejmując się reformy istniejącego systemu, optujemy za odejściem od systemu d’Hondta, który daje przewagę dużym ugrupowaniom, kosztem tych mniejszych, na rzecz systemu proporcjonalnego oraz obniżeniem progu wyborczego do 3% dla list do sejmu w skali okręgu. Tym samym, według nas próg finansowania ugrupowań powinien wynieść 2% w skali kraju. Niezmiennie stoimy na stanowisku popierającym likwidację senatu i możliwość odwołania parlamentarzysty przez wyborców oraz ograniczenie ilości kadencji na urzędzie. Wszystkie zmiany miałyby na celu uwolnienie polskiej sceny politycznej od polaryzacji, zabetonowania i tym samym zawłaszczania jej przez dwa dominujące obecnie obozy. Obecna sytuacja wyklucza z życia publicznego szeroko rozumiane ugrupowania alternatywne. Wiele grup społecznych może czuć się niereprezentowanych, a przez to wykluczonych. Nie ma mowy o prawdziwej demokracji bez szerokiej reprezentacji społecznej.
Cieszyć może sam fakt bardzo dużej frekwencji wyborczej w tym roku. Przypomnijmy, że są to kolejne już wybory, gdzie frekwencja jest wyższa w porównaniu do poprzedniej elekcji.
W kwestii referendum uważamy, że pytania w nim zawarte były nieobiektywnie i zwyczajnie nieuczciwe sformułowane — zawierające już w samej swej treści tezę i sugerujące odpowiedź wraz ze zideologizowanym komentarzem. Przeczy to wprost założeniu pluralizmu w panującym w Polsce systemie i jest obrazą dla ludzkiej inteligencji. W takich warunkach niemożliwe jest podjęcie przez osobę głosującą decyzji zgodnej z jej własnym sumieniem. Referendum było tylko i wyłącznie przedłużeniem kampanii wyborczej prawicowego obozu rządzącego Polską od 8 lat.
Mamy świadomość, że w warunkach polskiego parlamentaryzmu nawet ważne wyniki referendum nie zobowiązują w praktyce władz do wprowadzenia ich w życie. Chcielibyśmy to zmienić. Każdorazowo ważne referendum skutkowałoby automatycznymi zmianami w porządku prawnym państwa — zgodnie z wolą wyrażoną w nim przez społeczeństwo.
Głęboko wierzymy w to, że panujący w Polsce i na świecie system musi zostać zniesiony. Wybory w warunkach kapitalizmu i „demokracji” liberalnej to wentyl bezpieczeństwa dla panującego systemu. Brak w nim miejsca na demokrację w miejscach pracy, jak również demokrację w sferze ekonomicznej, gdyż ta sfera jest zwyczajnie pod ścisłą kontrolą coraz węższej klasy posiadaczy. Zarówno tych lokalnych, jak i transnarodowych korporacji oraz globalnego kapitału i spekulantów. A to wszystko oficjalnie pod płaszczykiem „wolnego rynku”.
Mimo wszystko ten nieprzyjazny krajobraz jest miejscem do zdobywania przez nas i podobne nam organizacje, cennego doświadczenia w działalności polityczno-społecznej. Pozostajemy w równym stopniu sceptyczni wobec wszystkich ugrupowań głównego nurtu — systemowych.
Mamy nadzieję, że już za 4 lata w wyborach parlamentarnych wachlarz opcji politycznych oraz profil kandydatek i kandydatów będzie zdecydowanie szerszy niż obecnie i lepszy pod względem jakościowym. Wynik wyborczy „lewicowej” koalicji uznajemy za porażkę. Tym bardziej, dziwią nas samozachwyty reprezentantów tejże listy, którzy mówią o swoim rzekomym sukcesie. Liczymy na to, że lewica w Polsce za 4 lata będzie w lepszej kondycji niż obecnie, jak również na to, że na polskiej scenie politycznej pojawi się prawdziwie antysystemowa, propracownicza i antykapitalistyczna siła socjalistyczna.
Walka klas trwa!