Wbrew przytaczanej często w mediach opinii, wojna w Ukrainie nie zacznie się w lutym 2022. Nie zacznie, ponieważ już trwa od 2014 roku. Oczywiście obecne wydarzenia należy traktować z zaniepokojeniem, bo eskalacja konfliktu i dalsza agresja Rosji w żaden sposób nie jest pożądana. W imię ratowania swojej strefy wpływów i interesów kilku oligarchów Federacja Rosyjska przyczyniła się do ogromu tragedii.
Od momentu rozpoczęcia konfliktu, zajęcia przez Rosję Krymu oraz wojny w Donbasie zginęły tysiące osób a dalsze dziesiątki tysięcy zostały ranne. Wiele osób zostało pozbawionych dachu nad głową i musiało ratować się ucieczką z terenów objętych wojną. Nie dotyczyło to bogatych oligarchów, tylko zwykłych pracowników i pracownic. Mieszkańcy Doniecka i Ługańska przez odcięcie od reszty kraju do dzisiaj zmagają się z brakami podstawowych towarów czy usług.
Pogorszyła się sytuacja gospodarcza kraju i materialna tysięcy Ukrainek i Ukraińców (a także Rosjan i Rosjanek). Drastycznie spadł poziom płac i ich udział w PKB, wzrosło bezrobocie. Sam konflikt przyczynił się do wzrostu migracji ekonomicznej, zmuszając wielu mieszkańców Ukrainy do wyjazdu „za chlebem”. Znaczna część z nich zostanie za granicą na stałe.
Imperialistyczna polityka Rosji, krzywdzi mieszkające obok siebie nacje – ukraińską i rosyjską. Władimir Putin, dążąc do utrzymania za wszelką cenę poparcia społecznego i rosyjskiej strefy wpływów, eskaluje konflikt.
Jednym z tradycyjnym chwytów autorytarnych przywódców (oczywiście oprócz prześladowania czy zamykania przeciwników politycznych w koloniach karnych), jest odwracanie uwagi społeczeństwa od wewnętrznych problemów społecznych i gospodarczych. Dobrobyt przeciętnego Rosjanina jest dla władz jedynie jednym ze wskaźników, niespecjalnie istotnym. Na pewno na tyle mało, że można go poświęcić na ołtarzu globalnej rywalizacji o strefy wpływów.
Być może w głowach polityków i wojskowych imperialistycznych państw kolejne zaognianie konfliktu to po prostu czwartek, jednak dla zwykłych przedstawicieli klasy robotniczej to realne obawy o swój byt, o swoich bliskich i ich życia. Obecny już, tym razem pandemiczny, kryzys globalnego kapitalizmu jest wystarczającym zmartwieniem dla przeciętnego obywatela.
Tradycyjnie w obliczu kryzysu, Rosja, wyczuwając słabość innego imperialistycznego państwa, Stanów Zjednoczonych, zachęcona ich ostatnimi porażkami na arenie międzynarodowej i coraz bardziej podważaną rolą „światowego żandarma”, postanowiła po raz kolejny postawić na szali losy milionów osób po obu stronach granicy.
Oczywiście intencje samych Stanów Zjednoczonych w tym konflikcie nie są w żaden sposób czyste. Nawet wspierając w jakiś sposób Ukrainę w konflikcie, robią to w sposób czysto instrumentalny. Robią to w żaden sposób nie licząc się z życiem Ukraińców i Ukrainek (bo to oni, nie Amerykanie będa ewentualnie ginąć w dalszym konflikcie, więc łatwo ponad ich głowami dokonywać rozmów z Rosją, których “sukces” będzie zależał tylko i wyłącznie od zaspokojenia potrzeb USA, nie Ukrainy), chcą jedynie rękoma mniejszego państwa utrzymać swoje wpływy w Europie.
Ponad głowami mieszkańców dokonuje się gra imperialistycznych państw a cała reszta kapitalistycznego świata tylko się temu przygląda. Jako socjaliści i socjalistki sprzeciwiamy się takiej polityce – nieważne czy mówimy o szczeblu państw czy partii politycznych podejmujących decyzje w kuluarach, ponad głowami zwykłych obywateli czy członków.
Sprzeciwiamy się stawianiu stref wpływów i imperialistycznej gry ponad życie zwykłych ludzi. I nawet jeżeli do dalszej eskalacji nie dojdzie, wizje kolejnej wojny okażą się tylko kolejną odsłoną gry dyplomatycznej, wciąż będziemy mieli do czynienia z deptaniem ludzkiego życia i godności w imię wątpliwych interesów paru rosyjskich (czy też amerykańskich) polityków.